Makarena znała lepiej lub jeszcze lepiej wiele osób. Potrafiła poświęcić sporo czasu by kogoś poznać. Ważnym było, jak mówiła, by dana osoba miała “charakter”- cokolwiek to znaczy. Dobrze jeśli miała też pieniądze, stanowisko i robiła ciekawe rzeczy. W każdym razie to nie przeszkadzało.

Makarena była piękną kobietą a umiejętnie dobrane stroje, makijaż i zachowanie jeszcze to podkreślały. Idealnie białe włosy okalały twarz śniadą, ciemnooką z kreską czerwonych ust. Któż by nie zwrócił na nią uwagi! Do tego była inteligentna i wykształcona- nie dziwota, że wiele osób starało się poznać ją bliżej.

Przy tym wszystkim Makarena miała pewną słabość. Czasami łapała się na tym, że przebiegając myślami po swoich znajomych układa ich w grupy, że segreguje ich jakby byli przedmiotami na półkach, jakby byli częściami jej prywatnej kolekcji.
Jak to bywa, pewnego dnia, dość niespodziewanie, w jej życiu pojawił się Arnold.
Gdy przyglądała mu się “z boku” to widziała mężczyznę przeciętnego pod wieloma względami. W wieku dojrzałym, ze śladami pewnego już zużycia, ani szczupły, ani puszysty. Wzrostu średniego. Włosy o kolorze nieokreślonym- płowe. Po prostu przeciętny. Nawet zakola na czole miał akurat takie jak inni faceci w jego wieku! Zarazem było w nim coś co Macarenę do niego przyciągało. Miewał czasami dziwnie przenikliwy wzrok a ruchy jego ciała przypominały zwierzę. Miała wrażenie, że coś niczym ptak porusza się wewnątrz niego. Na tyle ją zainteresował, że zbliżyła się do niego bardziej niż zamierzała. Nie był nadzwyczajnym kochankiem ale miał pomysły, miał chęć i bywał zabawny. To wystarczyło by czuła się zakochana? No, raczej zauroczona. Bo, że jest kochana nie miałą wątpliwości.

Nie minęło dużo czasu gdy on ją kochał a ona była już nim znudzona.
To miał być tylko romans dla zabawy, dla ciekawości. Tylko romans a on się zakochał! Jak on tak mógł!
Makarena w swojej kolekcji miała wiele osób- głównie mężczyzn. Zawsze umiała znaleźć dość odpowiednie słowa by nie zerwał z nią Merkuriusz, nie zapomniał przysyłać kwiaty Gerwazy [pomarańczowe gerbery!], A Furiusz czy Dominiusz to czy tamto. Zawsze miałą kontrolę. Nad całą swoją kolekcją.
Zrobiła to co zawsze uważała za właściwe w takiej sytuacji: powiedziała Arnoldowi, że go nie kocha. Tak po prostu odwidziało się jej i już!
Kilka tygodni później miała trochę wolnego czasu i trochę z nudów postanowiła zaprosić Arnolda na herbatę. Ale aby sobie broń Boże nic nie wyobrażał!
Rozmawiali już kilka godzin. Macarena wyjaśniła Arnoldowi, że nie chce się jeszcze z nikim na stałe wiązać, że potrzebuje przyjaźni. Prawdziwej przyjaźni w tym sensie, że to on powinien być tym przyjacielem- winien czuć się tym wyróżnionym! Jednym słowem, rozmowa przebiegała tak jak tego sobie życzyła.
Wtedy stało się to coś co czyniło znajomość z Arnoldem ciekawszą od innych. Arnold uśmiechnął się jakoś tak ironicznie i współczująco zarazem a zza lekko zmrużonych powiek błysnęły jego oczy.
Jesteś jaka jesteś- powiedział. W swej naturze masz taką cząstkę, która niewoli ludzi. Ty jesteś księżniczką, która rozkazuje, chwali lub gani. A tłum wiernych ci dworzan sama zakłada sobie kajdany wielbiąc i kochając cię bez miary. Sami osadzają się w twoim, przez ciebie i dla twojej zabawy stworzonym więzieniu.
Macarena zachichotała. Obraz był tak rzeczywisty, prawdziwy i kuszący zarazem że nie mogła mu się oprzeć.
Zawsze będziesz karmić się tą władzą nad ludźmi i swoimi myślami, że ich więzisz dla ich dobra. Z dobroci swego serca wykastrujesz i opatrzysz czule. Zagłodzisz a potem nakarmisz zdrową wegańską żywnością. Mimo to miałaś, masz i będziesz miała wybór. Dokonałaś wyboru porzucając mnie. Rzecz w tym, że mnie nigdy nie skuwały łańcuchy. Byłem przy tobie bo kochałem cię i chciałem być przy tobie. A teraz cię opuszczam. Odlatuję.
Nim Macarena zdążyła zareagować Arnold podszedł do okna i otworzył je na oścież. Jego ciało tak jakoś dziwnie drgnęło i odleciał.

Był smokiem.