Tego roku wiosna przyszła do Miasta już z początkiem Marznia. Pędzące po niebie chmury, słońce rażące swym blaskiem oczy przyzwyczajone do mroków zimy i wiatr. Wiatr wiał ciepły i zdmuchiwał resztki śniegu odsłaniając bure zeszłoroczne trawy, burzany pośród których widać już było pierwsze zielone pędy.

W taki dzień początku wiosny Amperiusz wyszedł z psem na poranny spacer. Mieszkał z żoną i z dziećmi na podmiejskim osiedlu graniczącym z uprawnymi polami. On szedł, a pies imieniem Klaudiusz buszował w trawach. Amperiusz patrzył i myślał. Widział w oddali wzgórza Miasta obsadzone większymi i mniejszymi domami. Czuł ile mu czasu zostało do wyjechania do pracy i czuł, że czasu nie zostało mu ilości nieograniczona. Także w życiu.
Ile jeszcze wiosen zobaczy? Co jeszcze przeżyje? Miał wszystko czego można chcieć!

Serio? To czemu ma wrażenie, że unosi się na falach jakiejś niewyobrażalnej rzeki, która niesie go w ciemność mrok i chłód? Jakby czekała go już tylko pustka?
Nie po raz pierwszy tak się czuł i miał takie myśli, ale po raz pierwszy z całą ostrością zrozumiał, że potrzebuje miłości. Autentycznej, bezkresnej, bezgranicznej miłości i z całej duszy poprosił o to Bogów.
Czyż nie było to miarą szaleństwa? Jakby Amperiusz zapomniał, że Bogowie zawsze spełniają nasze pragnienia!
Kilka miesięcy później w porze kwitnienia czerwonych oryksów Amperiusz poznał Malagenię.

W Malageni Amperiusz zakochał się od pierwszego wejrzenia. Wszystko było w niej piękne, niezwykłe i wspaniałe. To było jak zauroczenie: nagłe, otchłanne i bezwarunkowe. Trzeba, jednak, obiektywnie przyznać, że Malagenii uroda i umysł były nietuzinkowe. Amperiusz miał prawo aż tak się zakochać. Nawet mimo, chwilami, piskliwego głosu Malageni.
Świat Amperiusza zmieniał się jak szalony. Zdecydował się na odejście od żony i zrobił to. Pamiętał moment wyprowadzki. Pakować rzeczy do samochodu pomagały mu dzieci. Zawsze potem pamiętał jak syn, gdy się żegnali, powiedział mu: rozumiemy cię ojciec.
Zostawił za sobą całe swoje dotychczasowe życie- rodzinę, przyjaciół, znajomych. Wszystko o co prosił Bogów Amperiusz stało się realnością. Podobnie jak on, Malagenia była zakochana, zadowolona ale chyba nieco spokojniej… Zaczęła mu dawać do zrozumienia, że nie chce całego wolnego czasu spędzać głównie z nim. Zaczęła mu wprost mówić, że dusi się w ich związku. Czuł, że ją traci. Kolejne “poważne rozmowy”, coraz częściej telefoniczne. Usłyszał: kochasz mnie za bardzo! Nie mam sił na taką miłość!
Nie rozumiał tego jak można kochać “za bardzo”. Nie wiedział co robić. Coraz rzadziej się widywali, aż Malagenia wprost powiedziała, że odchodzi, że dość, że inaczej to sobie wszystko wyobrażała, i że powinni zostać przyjaciółmi. Amperiusz prosił Bogów o niezwykłą, nie dającą się nazwać słowami miłość i ją dostał. A teraz cały świat walił mu się na głowę. Ból był niewyobrażalny.

Może gdyby tak go to nie bolało może by tego nie zrobił?
Gdy ból osiągnął największe nasilenie. Gdy świat rozpadał się a schizis ogarniała cały jego umysł Amperiusz powiedział kilka słów, które nie powinny paść. Tak mocno jak kochał tak teraz nienawidził.
Kilka tygodni później dowiedział się, że Malagenia zachorowała i to poważnie. Pomagał jej jak mógł, jak umiał a w jej oczach cały czas był lęk. A on miał wrażenie, że on jest za to odpowiedzialny. Czy można w realu rzucić klątwę?
Przychodził do niej albo ona do niego ale nie byli już ze sobą. Tylko czasami gdy pozwalali sobie na ciszę czuli, że ich czas, ich historia już się zakończyła. Nie wiedzieli tylko jak.
Medycyna w Mieście zawsze stała na wysokim poziomie. Badania, biopsja, leki, kroplówki- stopniowo stawało się jasne, że Malagenia miała szczęście, że będzie żyła, że terapia obeszła się z nią łaskawie. Mogła żyć, bawić się, pójść swoją drogą.
Z czasem gdy emocje nieco opadły, Amperiusz zdał sobie sprawę z absurdalności swojego myślenia. Nie rzucono na niego uroku ani on nie zrzucił na nikogo przekleństwa! Rzecz w tym, że serce mówiło mu coś innego.
Po okresie zamieszania, niepewności Amperiuszowi zaczęło się lepiej wieść w pracy. Spotykał z innymi kobietami ale okazało się, że są to dla nich spotkania bardzo trudne. Bez względu jak były chętne poznać się, porozmawiać czy pójść z nim do łóżka- czuły chłód i pustkę ze strony Amperiusza. Nie był w stanie cokolwiek czuć.
Trochę lepiej poszło mu z Aurorą. I jej i jemu chodziło tylko o dobry seks, ale i ona w końcu miała dość. Nie kochał się z nią tylko z tamtą. Nie pieścił jej, ale tamtą. Z tamtą miał orgazm – tak nie dało się żyć!
Mimo wszystko gdzieś w głębi duszy wiedział, co trzeba zrobić by uwolnić się od tego uczucia. Miłości? Nienawiści?

Specjalnie w tym celu zrobił sobie tydzień wolnego i wyjechał do miejsca gdzie z rzadka, okazjonalnie pokazywali się tylko fascynacji morskiego wędkowania. Sztorm szalał, wiatr wył, sieć była wyłączona. Mógł zacząć “odczyniać”. Mógł zacząć… przebaczać? Ale komu, dlaczego i czego?
Robił dalekie wędrówki nad morzem. Medytował.
Najpierw przyszedł spokój- rodzaj zdystansowania ale wiedział, że to jest absolutnie niewystarczające.
Malagenia wciąż była zbyt ważną osobą w jego życiu, choć nie miał z nią kontaktu już od ponad roku. Zaczął sobie przypominać dobre chwile jakie spędzili ze sobą. Przypomniał sobie ich rozmowy i jej starania by coś mu wyjaśnić, powiedzieć. Mógł znowu poczuć coś pozytywnego. Wdzięczność, a nie gniew. Złość, wściekłość, ból przetopiły się w żal i jakiś taki oczyszczający smutek.

Nastał moment, gdy nie tylko mógł rozmawiać z nią w swoim sercu, ale też być jej wdzięcznym. Mógł podziękować jej za to, co było dobre, co dobrego zrobiła dla niego.
Zbliżała się data wyjazdu- powrotu. W okolicy krążyły wilki. Ślady ich łap znajdował na piasku i na śniegu. Poza nim nie było już nikogo w hotelu Rybak.
Przeszłość była już martwa a on był wolny. Bogowie są słowni. Dają zawsze to o co poprosisz. Oczywiście w granicach realności.

O co teraz miał poprosić Bogów?