Wszyscy znamy Ryszarda Bączyńskiego jako niezwykle utalentowanego dziennikarza, reportera i dokumentalistę. Podczas katalogowania jego spuścizny zostały odnalezione, nigdy wcześniej nie publikowane, notatki z jego rozmów z Akatią Yantar. On był w tym czasie dobrze zapowiadającym się młodym reporterem. Ona znaną i uwielbianą operową divą. Jego młodość i jej dojrzałość spotkały się w wywiadzie- rzece pod tytułem: Taka jestem: Akatia Yantar.

Poniżej publikujemy, po raz pierwszy, usunięty z oficjalnego tekstu, fragment jego rozmowy z Akatią Yantar. Rzucają one nowe światło na pewne wydarzenia z jej życia.
 
Ryszard Bączyński [RB]: możemy zaczynać?
Akatia Yantar [AY]: chwila milczenia Tak, oczywiście. Sądząc po pana minie chce się pan zapytać o coś problematycznego.
RB: intuicja panią nie myli. W sumie wystarczy jedno słowo- imię: Dodon. A właściwie: Dodon Housa.
AY: Czekałam kiedy pan o niego zapyta. Co chce pan wiedzieć?
RB: swego czasu wasz związek był sensacją w Mieście. Pani: oszałamiająco piękna, inteligentna, ubóstwiana przez wszystkich i on: smok. To fascynowało, szokowało ludzi. W dodatku ta wasza miłość była autentyczna, nieudawana, pomimo wszystkich różnic między wami. Dlaczego się w końcu rozstaliście?
AY: trudno żebym wykreśliła ze swego życia Dodona! Nasza znajomość zaczęła się dramatycznie. Jak już panu opowiadałam podczas pobytu w Królestwie Mrozu zostałam porwana. Wybuchł straszny skandal! Tym większy, że uczyniono to na polecenie samego cara. Byłam na początku kariery i być może carowi wydawało się, że uwięzienie mnie pozostanie bez echa.
Porwano mnie, uwięziono ale traktowano przyzwoicie. Sama w górskiej rezydencji miałam być zabawką cara. Miałam śpiewać tylko dla niego. Taki kaprys wielmoży! Jednak moi przyjaciele nie opuścili mnie i choć nie można było oficjalnie nic zrobić, to w końcu wynajęli Dodona- najemnika od spraw beznadziejnych. Słychać kobiecy śmiech.
Pokładano w nim wielką nadzieję, gdyż będąc z pochodzenia smokiem już kilkakrotnie wykazał się odwagą i sprawnością w walce czy na polu bitwy czy w walce z terrorystami. Ja tego wtedy nie wiedziałam. Siedziałam zamknięta i nieustannie pilnowana. Służba albo milczała albo pod niebiosa wychwalała cara Terroryka. No i nudziłam się niemiłosiernie. Carowie zawsze sobie na wiele pozwalali ale ja byłam obywatelką Miasta! Terroryk czekał aż sprawa trochę ucichnie.
Tymczasem mogłam tylko czytać i ćwiczyć całymi dniami mając u boku niezgorszych akompaniatorów. Ćwiczyłam głos. Słyszał pan jak śpiewam arię Dulcynei w Szewcach z Bagdadu?
RB: boskie, cudowne wykonanie!
AY: prawda? To wtedy, w tym więzieniu ćwiczyłam, eksperymentowałem z nowym wykonaniem tej arii.
Tego wieczoru gdy poznałam Dodona panowało pewne poruszenie. Z nieznanego dla mnie powodu pojawiło się więcej ochroniarzy. Położyłam się normalnie spać. A potem wszystko działo się tak szybko! Jakiś hałas, strzały, serie z karabinów, wybuchy, blask płomieni w oknie i drzwi z tarasu po prostu wyleciały z framugi i zobaczyłam oczy!
RB: oczy? Powiedziała pani: oczy?
AY: tak, oczy. Jego oczy. Takie jakoś złoto-zielone i w tym momencie zupełnie spokojne! Patrzył na mnie uważnie jakby szukał jakiegoś potwierdzenia. Latał pan kiedyś ze smokiem?
RB: raczy pani żartować! Aeroplanem po wielokroć ale ze smokiem nigdy!
AY: no, tak, tak. A ja leciałam! Dodon chwycił mnie i uniósł niczym piórko a potem wzbił się ze mną w powietrze. Nawet teraz, po latach gdy wspominam to nie wiem czy wtedy bałam się ani co właściwie czułam. To działo się tak szybko. Było tak niespodziewane. I ten lot! Dodon trzymał mnie mocno. Czułam jak jego ciało jest gorące i dobrze, że było, bo bez tego nieźle bym zmarzła tam wysoko w górze.
Leciałam z nim przez noc. Właśnie wzeszedł księżyc wielki i pomarańczowy. U stóp miałam pola i lasy. Wsie, miasta umykały w tył. A nade mną był on. Jego skrzydła i gwiaździste niebo. Lecieliśmy szybko a czas jakby się zatrzymał. Dłuższe milczenie.
RB: z tego co wiem, wylądowaliście państwo w samym Mieście. To był Rynek Solny?
AY: tak, dokładnie tam. Czekano już tam na nas. Mogłam odpocząć po tak niezwykłym uwolnieniu. I pewnie na tym by się skończyła moja znajomość z Dodonem gdyby nie przypadek. Następnego dnia gdy wyszłam z hotelu wraz z moimi przyjaciółmi zobaczyłam stojącego na chodniku mężczyznę. Widział pan zdjęcia Dodona? Taki zauważalny i niezauważalny. Po prostu stał i gapił się na mnie tymi swoimi oczami. Zaciekawiony, rozbawiony? Twarz miał obojętną ale coś było w kącikach ust, takie drgnięcie jakby chciał coś powiedzieć, zażartować. Ruszyłam w jego kierunku i on ruszył ku mnie. Jakby coś nas ciągnęło do siebie! Nigdy wcześniej niczego podobnego nie czułam. Dłuższe milczenie.
Żyłam ze smokiem.
RB: jak to jest żyć ze smokiem? Być z nim?
AY: Słychać śmiech Oj, Rysiu, Rysiu, to było wspaniałe. Cudownie było z nim latać! Jego umysł, jego ciało mnie fascynowały ale z czasem…
To nie jest tak jak ludzie myślą…
Dodon jest smokiem na 100% i wojownikiem, kapłanem, lekarzem. Ale nie politykiem! Słychać śmiech.
Lubił malować i zawsze to, jak dobierał barwy, było wyzwaniem dla oczu. Jak patrzyłam na to co narysował czy namalował to miałem wrażenie, że w oczach czuję łaskotki. Lubił muzykę. Był bardzo wrażliwy na nią ale śpiewał strasznie. To było wyzwanie dla słuchacza. Niech pan sobie wyobrazi Adijo Marynaty śpiewane a raczej melodeklamowane jakimś takim ściszonym chropowatym głosem. Potrafił z pamięci cytować całe fragmenty “Mistrza i Marysi”…
Kochaliśmy się. On miał swoje sprawy ja swoje. Występowałam, śpiewałam…
RB: nic nie rozumiem! Skoro było tak cudownie to czemu…
AY: chodzi o coś innego. Chodzi o codzienność. Gdy Dodon był w obojętnym nastroju to miał postać taką jak my: człowieka. Ale jeśli pojawiały się silniejsze emocje- smoczał.
RB: smoczał?
AY: jakoś to musiałam nazwać. Nawet gdy był spokojny, zawsze płonął w nim ogień. Jego ręce zawsze były gorące a czasami wręcz parzyły. On chciał czułości, pieszczoty a ja nie zawsze mogłam znieść ten gorąc!
W domu mieliśmy granitowe podłogi, meble z kamiennego drzewa. Wie pan czemu?
RB: a rzeczywiście! Nawet przez jakiś czas była w Mieście moda na takie meble. To przez was?
AY: to możliwe. U nas to była konieczność. To niby są drobiazgi ale wie pan co się stanie gdy smok ma niestrawność i odbije mu się…
RB: świeżą baraniną?
AY: śmiech tak, baraniną czy wołowiną obojętnie. To oznaczało strumień ognia. Nieduży ale jednak. Meble z kamiennego drzewa praktycznie są niepalne. A podłogi z granitu lub bazaltu nie poddają się tak łatwo ani smoczemu ogniowi ani pazurom.
Na co dzień nie żyje się bohaterskimi czynami tylko idzie się do dość zwyczajnej pracy jak śpiewanie w operze. A potem chce się przyjść do domu i coś zjeść, odpocząć pogadać o bzdurkach.
RB: tego nie było między wami?
AY: upraszcza pan. Było. Dodon był domatorem. Uwielbiał nasz dom. Ufał mi. Dzięki niemu poznałam inne smoki. Oni ciągle żyją tym co się stało w czasie Wielkiej Wojny gdy ludzie wygubili ich. Ale nie o tym chcę powiedzieć. Coś trudniej mi idzie niż myślałam… Dodon był…Jakby to powiedzieć? On walczył ze złymi ludźmi, z chorobami, z niesprawiedliwością. Był przy tym realistą i umiał dbać o mnie, o dom.
RB: dalej nic nie rozumiem!
AY: niby wiedziałam jaki jest. Nie dało się tego nie zauważyć ale coś złego zaczęło się dziać między nami. Zaczął mnie drażnić! I to jak! Nie tak się uśmiechał. Nie tak się ubierał. Wszystko było “nie tak”! Wiem, że i coś podobnego się z nim działo. Bywał poirytowany, znudzony. Kolejne rozmowy, postanowienia i znowu wracaliśmy do wypominania sobie jakiś bzdur. Milczenie. Słychać jakieś krzyki kobiece docierające z oddali.
AY: wie pan? Można kogoś kochać, nawet bardzo kochać. I co z tego jeśli na co dzień nie da się z tym kimś wytrzymać?
Milczenie. Czasami przylatuje…Jest teraz gdzieś tam na północy. No, wie Pan, na froncie. Nie lubi carów, oj, nie lubi…